Etykiety

wtorek, 12 sierpnia 2014

Grzybowo/Ustronie Morskie/Kołobrzeg

W tym roku na wakacje postanowiliśmy wybrać się nad nasze wspaniałe polskie morze, dokładniej do miejscowości położonej niedaleko Kołobrzegu - Grzybowo. Wybraliśmy się swoim autem, chociaż wszyscy w kółko powtarzali, że szkoda pieniędzy, bo nad naszym morzem bardzo ciężko o pogodę. Ale my uparcie dążyliśmy do celu i dzięki temu spędziliśmy 7 UPALNYCH dni nad morzem (tylko raz wieczorem padało i była burza, która bardzo szybko przeszła) - idealnie ;)
W tym poście chciałam Wam polecić kilka miejsc, restauracji i miejscowości do których warto się wybrać.


The journey is more important then the destination...


Nasz pensjonat nazywał się "La Villa", położony był 800m od plaży, dookoła panowała cisza i spokój. Rano  zawsze budziło nas słońce, a na śniadanie jedliśmy pyszne croissanty i piliśmy kawę. Idealny początek dnia..


Plaża w Grzybowie jest niesamowicie czysta, szeroka i zadbana. A chociaż woda w morzu w pierwszy dzień miała tylko 14 stopni, to trzeciego dnia było już 19 a piątego 22!! 


No ale jak przystało na blogerkę kulinarną - dominować będą zdjęcia jedzenia :D
Jako, że nie mieliśmy obiadów w pensjonacie - jedliśmy na mieście, a naszą ulubioną restauracją była kuchnia domowa "Sol" w Grzybowie. Pysznie, tanio i bardzo miła obsługa. 
2. Zupa pomidorowa
3. Krokiety z kapustą i grzybami + barszcz czerwony
4. Placek po węgiersku


1. Spaghetti w Restauracji "Sol"
2. Kotlet schabowy "Sol"
3. Pyszne gofry na Grzybowskiej promenadzie
4. Pizza w Ustroniach Morskich, mm!


1. Pierogi w "Bar Katarzyna", bar ten również wyszukaliśmy w Grzybowie i trafił swój na swego - prowadził go ślązak, którego przezabawne podejście do klienta sprawiało, że kolejki końca nie było widać ;)
2. Placek po węgiersku w "Bar Katarzyna"
3. NAJSMACZNIEJSZA sola w Kołobrzegu "Pacyfik Tawerna"
4. Miruna - Kołobrzeg, mniam!


1. Lody na Kołobrzeskiej promenadzie. Bananowe były pyszne, ale malina była tak mdła, że nie umiałam zjeść jej do końca...
2. Wyczekana WATA CUKROWA!!! :)
3. Zakręcona frytka, hit wakacji, na promenadzie miała ją co druga osoba, aż musieliśmy spróbować. Wrażenia? 8 zł za ziemniaka :D No ale wakacje to wakacje.... ;)
3. Pierogi w "Sol", to nie to samo co w "Bar Katarzyna", a już w ogóle nie mają szans przy swojskich pierogach mojego Teścia ;)


Wypad do Ustroni Morskich i panorama plaży




Kołobrzeg! <3 Miasto idealne na jeden dzień, pełne atrakcji, ale... ludzi również, dlatego nie jest to miejsce, w które wybrałabym się na wakacje. Zwiedziliśmy Dom do góry nogami oraz Latarnie morską.


Widok z latarni morskiej czy falochronu zapierał dech w piersiach... Kocham Polskie wybrzeże..


Chociaż i tak nic nie pobije tych zachodów słońca...
Chcieliśmy również jak wszyscy - puścić lampion, ale... zepsuła nam się zapalniczka, aparat w trakcie nagrywania się rozładował, lampion podpalił, wpadł do morza a słońce zaszło w trakcie naszych starań - efekt? Ostatnie zdjęcie, hahaha....

Na koniec chciałam się z Wami jeszcze podzielić naszymi wspomnieniami z wakacji w formie filmiku, który kręciliśmy przez cały pobyt - zapraszam :


środa, 23 lipca 2014

"Zagubione niebo" Katarzyna Grochola


"Zagubione niebo" Katarzyny Grocholi to zbiór opowiadań z różnych okresów (1999-2002), niektóre jednak nie mają daty. Autorka pokazała nam coś innego niż zwykle, ale dla mnie niestety nie był to dobry pomysł. 
Kiedy zaczęłam czytać, pierwszy rozdział ("Feralna trzynastka") bardzo mi się spodobał, ale kolejnych pięć sprawiało, że czułam się jakbym oglądała "Trudne Sprawy". Wstęp, skomplikowana akcja i szczęśliwy happy end. No niekoniecznie czegoś takiego oczekiwałam. Potem znowu kolejne trzy przypadły mi do gustu ("Niebo pode mną"; "Powrót taty"; "Koniec lata"), dotyczyły głębszych wartości, były lepiej napisane. No i tak ciągle, parabola wzlotów i upadków kochanej Pani Kasi. No cóż.. Na pewno jest to idealna książka na lato - beztroska, bardzo szybko się czyta i (nie oszukujmy się) nie wymaga wielkiego myślenia.

 Może za jakiś czas do niej wrócę i wtedy spojrzę na nią z innej perspektywy? Zobaczymy.

Ocena : 5/10

wtorek, 8 lipca 2014

Jagodowy deser z serkiem mascarpone i biszkoptami!


Dzisiejszy dzień planowałyśmy z Mamą zupełnie inaczej, przepis miałyśmy zrobić na powietrzu, przy blasku słońca, pijąc mrożoną kawę na leżaczku itp. itd. Ale niestety... Wyszło jak wyszło, zresztą zobaczycie na zdjęciach :D
Za to sam deser jest ge-nia-lny! Spontaniczny, BARDZO prosty i strasznie sycący. Dla mnie to takie owocowe tiramisu, idealne na lato. 

Składniki (2-3 porcje, zależy od szklanki) :
  • około 300g jagód
  • 150g okrągłych biszkoptów
  • 2 łyżki cukru
  • 150ml śmietany kremówki 30%
  • 250g serka mascarpone
  • szklanka kawy rozpuszczalnej, ostudzona (bez cukru!)
Sposób przygotowania : 

1. Jagody myjemy, zalewamy kawę i odstawiamy do ostygnięcia. Tyle udało nam się zrobić na dworze.....



Bo potem.... się po prostu rozpadało...


I przeniosłyśmy się do domku.

2. Serek mascarpone miksujemy z cukrem (nie zważając na warunki pogodowe), a następnie w innej misce miksujemy śmietankę kremówkę i dodajemy ją do serka, razem mieszamy łyżką.




3. I już najcięższe za nami, teraz wykładamy w szklance biszkopty, które wcześniej maczamy w wystudzonej kawie, na to zmiksowany serek ze śmietanką i jagody. I tak w kółko, pamiętajcie tylko, żeby zakończyć jagodami, wygląda to wtedy najpiękniej! ;-)
Deser wkładamy do lodówki na minimum 2h (wątpię, że ktoś wytrzyma dłużej :D) i jemy! Mniam!





Oczywiście nie obyło się bez sesji zdjęciowej w deszczu ;-D



Było przepyszne i zniknęło trochę szybciej niż powstało, ups...


SMACZNEGO!!!!

sobota, 5 lipca 2014

Katarzyna Grochola - znakomita autorka!


Z racji tego, że czytanie to jedna z moich największych pasji, a tak się złożyło, że dostałam ostatnio najnowszą książkę Katarzyny Grocholi, wpadłam na pomysł, że podzielę się z wami moim uwielbieniem tej autorki. 
Jej książki wpadły mi w ręce już w gimnazjum, od : "Ja wam pokażę!", "Nigdy w życiu", "Serce na temblaku", "A nie mówiłam!", aż po "Przegryźć dżdżownicę". Jej wspaniały sposób opisywania prostych czynności, codziennych, błahych totalnie mnie zauroczył. Po przeczytaniu jej książki tak łatwo jest docenić życie, które pełne jest magicznych chwil, a piękno jest na wyciągnięcie ręki. Momentami godzi w naszą wrażliwość, jednak jej wspaniałe poczucie humoru sprawia, że uśmiech przy czytaniu nie schodzi nam z twarzy. W moim notesie, w którym zapisuje ulubione fragmenty książek nie ma Grocholi. Dlaczego? Bo gdybym chciała zapisać wszystkie jej mądrości i zdania, które najbardziej do mnie trafiły - musiałbym przepisać pół książki! Dlatego wole po prostu czasem ponownie do niej wrócić ;-)

"Makatka", czyli Rok Matki i Córki



Książkę tą napisała razem ze swoją córką Dorotą Szelągowską , z którą oprócz więzów rodzinnych łączy ją niesamowita przyjaźń. 
"Katarzyna Grochola i Dorota Szelągowska rozmawiają o szczęściu z dostawą do domu, zgniłych kompromisach, ludziach z papieru, o tym, jak prewencyjnie docenić, by nie zostać zdradzonym, oraz o tym, kiedy zaczynają się święta i kiedy kończy się świat..."
 Zbiór maili, które obie kobiety piszą do siebie wzajemnie.W mailach tych poruszają różne tematy dotyczące ich minionego dnia, konkretnych zdarzeń czy poglądów. Opisują one cały rok, od września do września. Dlaczego wrzesień? Autorka tłumaczy to tym, iż właśnie w tym miesiącu urodziła się jej córka.
Polecam tą książce każdej Matce i Córce ;)

Fragmenty : 

„- (…) Najbardziej w świętach to lubię czekanie na święta, tylko to jest trochę nudne, bo trzeba czekać cały rok. A potem tylko te dwa dni(…).
On też czeka WŁAŚCIWIE. I wobec tego ja również życzę wszystkim nienudnego czekania. I wiary, że może być pięknie.
Nadziei, że możemy być dobrzy.
I miłości, rzecz jasna, która przecież jest w nas.”

„W jakimś sensie nagminnie siebie okłamujemy. Dokładnie tak samo jak ci, którzy w serwisach randkowych umieszczają nieswoje zdjęcia lub kadr wycelowany tak, aby ukryć trzydzieści kilo nadwagi i wąsik.”

"Bo skąd mam wiedzieć, czy kolejny niespodziewany dzwonek domofonu zapowiada kogoś, kto chce mi sprzedać szczęście, czy kogoś, kto mi je po prostu da.Bez zapowiedzi."

Ocena : 7/10

"Houston, mamy problem"


"Wieczny chłopiec? Mamisynek? Szowinistyczna świnia? Nie - Jeremiasz.
Ma trzydzieści dwa lata, mieszkanie na kredyt, nadopiekuńczą matkę, a za sąsiadkę Szarą Zmorę. O filmie i ptakach wie prawie wszystko, za to o kobietach dużo mniej niż mu się zdaje. Dlatego bezmyślnie zrywa z miłością swojego życia i przez bardzo długi czas uparcie twierdzi, że dobrze się stało. Pozostałe kobiety w życiu Jeremiasza dostarczają mu nieustannych wrażeń, wspierają go w trudnych chwilach, ale i doprowadzają do szału i ... wciąż zaskakują"

Co mnie najbardziej zaskoczyło? Mężczyzna. Jest to coś nowego u Grocholi, bo zawszę główną bohaterką była kobieta. Chociaż polecam jej książkę zdecydowanie płci żeńskiej, to ta może wciągnąć niejednego mężczyznę. Fabuła książki w jednym zdaniu, to życie faceta z mnóstwem problemów i wybory, których dokonuje widziane oczyma mężczyzn. Ciepła i humorystyczna opowieść o dojrzewaniu (spóźnionym), odcięciu pępowiny czy odmiennym spojrzeniu kobiet i mężczyzn na wiele życiowych spraw.

Fragmenty :

"Teraz dopiero sobie przypominam, jaka jest najlepsza odpowiedź, kiedy kobieta pyta, czy dobrze w czymś wygląda. (...) A mianowicie na pytanie: jak wyglądam?- odpowiada się: szczupło.
I w ogóle się z nimi nie wchodzi w dyskusję."

"Kobieta jak nie ma jakiegoś zmartwienia, to znaczy że umarła."

"Kobiety (...) boją się butli gazowej, że wybuchnie, komarów, że potną, szerszeni, że na pewno zaatakują, że spotkasz dzika, że nie spotkasz dzika, że będzie zimno, mokro, deszcz, upał, nudno, za wesoło, za smutno, że sami, że z kimś, właściwe skreślić. Nie wiedzą, czego chcą, ogólnie rzecz biorąc."

"(...) podszedł do niej i zmierzwił jej włosy. Znam ten gest. Sam go czasami stosuję, to takie obszczanie terenu, informacja dla wszystkich - nie rusz, bo moje, informacja dla niej - bądź zadowolona, bo zwracam na ciebie uwagę."

Ocena : 9/10

"Trochę większy poniedziałek"



Książka, którą po prostu trzeba przeczytać. "Kiedy jest dobrze, kiedy jest źle i tak po prostu, bez okazji, by przypomnieć sobie, że życie jest piękne, albo też wcale nie takie oczywiste jak by się mogło zdawać..."
Zbiór felietonów, autorka podpatruje ludzi, uczymy się na czyiś błędach. Ciekawa forma sprawia, że do książki możemy sobie po prostu wracać. Felietony przepełnione są humorem w doskonałym smaku, mnóstwem sarkazmu - znak rozpoznawczy Pani Kasi. Zauważa ona nasze wady, do których nam tak ciężko się przyznać. Momentami podczas czytania czułam, jakbym rozmawiała ze swoją najlepszą przyjaciółką, która wie o mnie wszystko.
Zdecydowanie mój numer jeden z tych trzech książek.

Fragmenty :

"...życie kończy się wtedy, kiedy nie masz do kogo powiedzieć: "Pamiętasz?"

"Za pieniądze można mieć zegarek, ale nie czas.Za pieniądze można mieć budynek, ale nie dom. Za pieniądze można mieć seks, ale nie miłość. a pieniądze można mieć lekarstwa, ale nie zdrowie. Za pieniądze można mieć posade, ale nie poważanie. Za pieniądze można mieć władzę, ale nie szacunek. Za pieniądze można mieć ubranie, ale nie dobry gust. Jednym słowem, za pieniądze można mieć... ale nie można być"

"Zdarza się czasem,choć rzadko,że spotykamy na swojej drodze królewicza.Dajmy mu spokój.Pocałowałam kiedyś takiego i przez kilka lat żyłam z Ropuchem."

Ocena : 10/10


W tym roku Grochola wydała kolejną książkę - "Zagubione niebo". "To historie nowe i odnalezione, które zgubiły się na łamach prawie zapomnianych już dzisiaj gazet. Wreszcie ułożyły się w całość - w opowieści o różnych porach roku w życiu każdej i każdego z nas, w piękną opowieść."

Nie zdążyłam jej jeszcze przeczytać, ale może ktoś z Was ma ją już odhaczoną? Albo czytaliście inną jej książkę? 
Jeżeli tak to piszcie, z chęcią poczytam Wasze opinię, a potem sama podzielę się swoją.
;)


Miłego weekendu :)


wtorek, 24 czerwca 2014

Placek drożdżowy z czereśniami

 

Nie będę tłumaczyć się z kolejnej długiej przerwy, bo po prostu porwała mnie rzeczywistość : szkoła, praca, teatr. Mam nadzieje, że jesteście wyrozumiali. Już prawie wakacje a ja dzięki większej ilości czasu mam dużo ciekawych pomysłów, które liczę, że uda mi się zrealizować :) Podładowałam przez ostatnie kilka dni swoje baterie i mogę pokazać wam przepis na pyszny drożdżowy placek, który piekłam dzisiaj w południe. Spędziłam nad nim trochę czasu, ale kiedy nadszedł ten wyczekiwany moment i usiadłam przy kawie na świeżym powietrzu w swoim raju, spróbowałam i doszłam do wniosku, że warto było :)
Chciałabym też zauważyć, że czereśnie podkradłam z działki mojego wujka, więc to także jego zasługa, że powstaje ten post :D


Zapraszam!

Składniki : 

  •  500g czereśni (już bez pestek)
  • 4 łyżki cukru
  • 500g mąki 
  • 1 szklanka ciepłego mleka
  • 40g drożdży (wyjmijcie je wcześniej z lodówki, aby nabrały temp. pokojowej)
  • 100ml oleju (lub 100g masła stopionego, letniego)
  • 3 jajka
  • szczypta soli
  • 100g cukru pudru
Sposób przygotowania :

1. Czereśnie myjemy, drylujemy (ja nie posiadam drylownicy, więc po prostu nacinałam je nożem i wyjmowałam pestkę), mieszamy z 4 łyżkami cukru i czekamy aż puszczą sok. Następnie odsączamy jego nadmiar przy pomocy sita.


2. Podgrzewamy szklankę mleka, do którego następnie dodajemy łyżkę mąki, pokruszone drożdże i łyżkę cukru. Mieszamy drewnianą łyżką (nie przejmujcie się, jeżeli zauważycie kilka grudek, to normalne) i odstawiamy na 15 minut miskę przykrytą ściereczką. Drożdże powinny się bardzo spienić.

 

3. Jaja ubijamy z cukrem pudrem na puszystą pianę. Następnie do innej miski przesiewamy mąkę, wlewamy do niej jaja z cukrem, wyrośnięty rozczyn, szczyptę soli i dokładnie mieszamy, a następnie 15 minut wygniatamy. Po około 7 minutach powoli dolewamy nasz olej i kontynuujemy wygniatanie. No nie powiem, że jest to łatwa sprawa, ale dzięki temu nasze ciasto urośnie puszyste, więc warto!
Ponownie przykrywamy ściereczką i czekamy godzinę.

 
 
 
 

4. Po przeczekanej godzinie należy rozwałkować ciasto do grubości około 1cm, blat należy podsypać mąką. Blachę wyłożoną papierem do pieczenia wylepiamy ciastem i luźno rozkładamy czereśnie. Przykrywamy ściereczką kolejny raz na godzinę. 

 
 

5. Do piekarnika nagrzanego na 180 stopni wkładamy nasz placek na około 35-40 minut. Po ostudzeniu posypujemy cukrem pudrem i... relaksujemy się przy kawie, kakao, herbacie, dobrej książce czy świetnym towarzystwie! ;-)


 
 
 
Aż tu nagle pojawił się intruz........

 


No wreszcie uciekł i można odpocząć! ;>

Miłego dnia i udanych wakacji kochani! :*